
Tak się złożyło, że nasze człapanie zakończyło się w jakiejś wiosce – dobrze po zmroku i w pierwszym hoteliku na jaki trafiliśmy, na dłuższe poszukiwania nie było ani ochoty ani siły. Rano okazało się, że jesteśmy w Khudi – czyli dokładnie tej wiosce do której mieliśmy tego wieczora dotrzeć i od której miał rozpocząć się nasz trek. Menu cokolwiek rozczarowało – cenowo – było znacząco drożej niż w Katmandu. A przecież jesteśmy jeszcze poniżej 1000 m.n.p.m. :
1. Restauracyjny sklepik – widok półek zapierał dech w piersiach.
2. Jego obsługa robiła nie mniejsze wrażenie :]
3. Ktoś idzie na dół a ktoś inny do góry 😉
5. Peak 29 i Himalhuli – jakieś dwie godziny później 😀
6. O czym myśli Myszka? O tym, jak dobrze będzie w domu zjeść kotleta 😀
8. Kombinując przed wyjazdem gdzie by tu uderzyć w ramach debiutu zasugerowałem się głównie artykułem Marka Arcimowicza z National Geographic. Po prostu chciałem zobaczyć (z czym się szczęśliwie zgodziła Myszolina) jeden z ponoć najładniejszych treków himalajskich zanim cywilizacja (tak jak na zdjęciu) dopadnie go w całości. Budowa dróg to tu jakaś szybko postępująca choroba wirusowa i jeżeli dotychczasowe tempo utrzyma się (a tfuj) jeszcze przez 3-4 lata to samochodem terenowym będzie można dojechać do Manangu : (
9. Jest sucho ale dopiero za kilka dni dowiemy się jak bardzo sucho może być w Nepalu, tym większy szacunek dla ludzi, którzy próbuj coś tutaj uprawiać.
11. I kto tu kogo podgląda? 😀 (Bahundanda)
13. Wykute w skale galerie za Lilibhir.
Drugiego dnia do Tal dotarliśmy o takiej porze, że szkoda było tak wcześnie kończyć dzień – nie namyślamy się długo i człapiemy do następnej wioski. Docieramy do niej i tu zaskoczenie: to jedna z dwóch na całym treku osad bez hotelików. Wyjścia nie ma – mimo, że teraz już trasa z tego dnia daje o sobie znać to trzeba iść dalej. Kolejną osadą, do której docieramy już po zmroku, okazuje się być Khotro – trzy chatki na krzyż + restauracyjka + mały hotelik. Nam tego wieczora do szczęścia nie trzeba więcej i po krótkich targach zostajemy tu na noc. Ku Myszkowej zgrozie okazuje się, że listki do zamówionej do kolacji herbaty z mięty pochodzą z widocznej w prawym dolnym rogu kępki mięty 😀 Pół metra wyżej niej przebiega droga powiatowa nr 45643 – Besi Sahar – Manang (muły, tubylcy i trekersi) 😛
14. Poranek z trzeciego dnia treku przynosi taki widok. Widoczny z prawej “wodopój” to jedyne w całej wsi ujęcie wody – przy nim toczy się życie osady. Zmykamy dalej …
15. … śniadanie zjemy w pierwszej wiosce na jak rano trafiamy. Okazała się nią widoczna za tym mostem Dharapani.
16. Tak zwane “suplementy diety”, wspomagam się nimi już 3 dzień : Przyczyny owego wspomagania wpływają dość negatywnie na chęć sięgania po aparat – drugiego dnia na przykład w ogóle nie fotografuję :
17. Ta flaga powiewa nad lokalnym komitetem partii komunistycznej. Jak widać pamięć i idee Marksa/Lenina/Stalina/Mao są tu jednak wiecznie żywe 😉 A tak już na serio – popaprańcy!! :
19. Konsekwentnie trzymamy się taktyki, wg której idziemy tak długo (ale niekoniecznie szybko) jak tylko starcza sił, ochoty i światła : ) Tym razem więc nocleg po raz kolejny wpada nie etapowo – w Thanchok. Ciekawostką jest to, że pod częścią hotelową tego przybytku znajduje się stajnia, a w oknach zamiast szyb są worki foliowe 😀 Nam to jakoś nie przeszkadza, a Myszka zalicza (jak się później okaże) najsmaczniejsze spanie na całym treku.
21. Mały do szkoły nie poszedł, ale nauka i tak go nie ominęła 😀
22. No w końcu – czwarty dzień treku i w końcu widać jedną z Annapurn – w tym wypadku tę z numerkiem II.
23. Mały popas, swoją drogą ugotowana w towarzystwie tej bawolicy (?) ogórkowa z “papierka” smakuje lepiej niż obiad w restauracji (nie żebym miał coś do kuchni żonki 😉 bo jej owa ogórkowa też smakowała wybornie). Z wjazdowego szamania to smaczniej wspominam jedynie surową marchewkę popijaną mlekiem z folii(!) na obozie lotniarskim w Jeżowie Sudeckim. Echhh – to były czasy 😀
27. Na pierwszy rzut oka czyste i sympatyczne miejsce a na dodatek wieczorem kucharz sam z siebie poczęstował nas kawą nie dopisując jej do rachunku (to tu naprawdę rzadkość). Okazało się jednak, że te chatki mają dość przewiewne ściany i tej nocy w domku było wyjątkowo zimno – o poranku zamieniamy się w jaszczurki i przed śniadaniem wygrzewamy na słońcu. Niemniej jednak miejsce polecamy : )
28. Kiczowato, ale nie mogłem się powstrzymać. Człowiek to naprawdę słaba istota 😀 W każdym razie ja na pewno ; )
29. Jeżeli dobrze czytam mapę to południowa ściana Annapurny IV (7525 m.n.p.m.)
32. Poranne odkrycie – coś mi się przyplątało.
33. Widok na dolinę Marsyandi …
34. … a to jego nieco bardzie klimatyczna (jak mniemam) wersja.
36. … obok Annapurna III (7555 m.n.p.m.) …
40. … i nowoczesność : Niestety dla mnie za bardzo nie pasująca do tego miejsca.
42. Jak zawsze w górach idziemy swoim tempem …
43. … by od czasu do czasu zrobić sobie wspólny popas. Gunsang – najsmaczniejsza woda źródlana jaką piliśmy czasie całego treku i w sumie nie tylko tego treku ale w ogóle jak sięgam pamięcią.
46. Wygódka w takim miejscu nieco zaskakauje : )
47. Walka z migreną – 1:0 dla Myszki : )
48. Widoczny powyżej Ledar masyw Gundang.
50. W przeciwieństwie do możliwości podładowania akumulatora do aparatu zadzwonić można z każdego hoteliku – w przypadku Ledar 20 rupii za minutę – minimum 10 minut.
51. Gdzie nie spojrzeć tam góry : ]
54. Wytyczony na nowo szlak z Ledar do Thorung Phedi.
55. A tu widok na szlak używany kilka lat wcześniej – największa kupa kamieni na środku rozlewiska w górnej jego części to pozostałość po dolnym hoteliku w Thorung Phedi.
56. Masyw Annapurny o zachodzie słońca …
57. … i podobny widok nieco przed świtem.
60. Ponownie Syagang – w wersji “czystej”
61. Śliczne światło o wschodzie słońca.
62. Gdzieś tam jest przełęcz …
63. Taksówka marki YAK w akcji 😉
66. Hyyyy, fffff, hyyyy, fffff, hyyyy, fffff, hyyyy, fffff, hyyyy, fffff …
68. Jeden z licznych po drodze przystanków – tempo jest dobre, problemów z aklimatyzacją nie mamy, widoki zacne a słoneczko mile rozgrzewa więc po co się śpieszyć?
69. Do przełęczy już blisko, po drodze na masyw Annapurny roztaczają się takie na przykład widoki.
71. Najwyżej na świecie położona i najdroższa (ponoć, bo nie zachodziliśmy) herbaciarnia na świecie.
73. Myszki Tybetańskie są wszędzie 😛 Uważaj, bo mogą Cię dopaść w najbardziej niespodziewanym momencie.
Teraz już tylko w dół – tego dnia stracimy jakieś 1600 metrów wysokości, ale to już inna historia.
ależ tam pięknie! Szacun dla wszystkich – ja chyba mięczak jednak jestem 😉
o rany, i Ty twierdziłeś, że trafiłeś na kiepskie światło ….
Aga – mniemam, że deczko przesadzasz :]
Sylwia – ja nadal tak twierdzę: kontrasty niemożebne i przez większą część dnia solidna mgiełka na horyzoncie : Znaczy nie było źle, ale zawsze może być lepiej 😉
kolejna część przeczytana. Marzy mi się taka wyprawa, może kiedyś mąż da się namówić 🙂
Są takie miejsca na ziemi, gdzie wyobraźnia i nawet dobry aparat uginają się przed Niebotycznym… ale Temu trzeba było zrobić te kadry – prawdziwe sanktuarium piękna. Wielkie gratulacje:-)